Nie zawsze prozą...

Trzy w jednym


*

teraz
kiedy jestem czekaniem
trzeba mi twego
znaku
nawet
jeśli przyjdzie go znaleźć
w niedomówieniu
w spojrzeniu
między wierszami
znajdę


* *

nie milcz
można choćby okłamać
słowa zaledwie
zranią
cisza
powoli zabije
skradając oddechy
nadziei
grzechem jest milczeć
czując


* * *

odejdź
skoro wolisz pustynię
jeśli edenem
głupcze gardzisz
będę 
przy tobie
piaskiem w oczach
pragnieniem
fatamorganą
wrócisz






* * *

A ja przeczekam jesień w zielonym
Niech rdzewieje beze mnie
Fascynując przedśmiertnymi drgawkami
Żądnych jej bezlistnej nagości
Nie pojmujących sedna ofiary
Ani własnej tęsknoty
Za stanem przedstworzenia

Nie zaprzyjaźnię się z deszczem
Z chłodnych ust chłodnych słów nie chcę
Otulona kaszmirową miękkością
Będę zapominać przyszłość
A minione zaplanuję na nowo
Gdy przeczekam jesień w zielonym
Pokoiku bez drzwi i bez okien




* * * 



"Bez"

Bez namiętności
ostentacyjny
wyzywający
krótkotrwały jak niewinność lolitki
swoją bujnością wiosenną
uwodzi młodych i starych
jednych wiodąc w miłość
innych we wspomnienia
a jeszcze dalszych w grzech

Bez namiętności
tej cwanej sztuczki
matki natury
kusiciel maj daremnie rozgrzewa
zmysłów nie zmylą podstępy
noce są po to by spać
dni żeby je przeżyć
bliski moim bliźnim
i tak jest najlepiej

byleby tylko przekwitły bzy