Wywiad dla Dziennika Literackiego

Rozmowa została przeprowadzona w związku z wznowieniem "Błędnych sióstr".



Miłośnicy dobrej prozy obyczajowej wymieniają napisane przez nią powieści jednym tchem. To dlatego, że już swoim ciekawym debiutem zaskarbiła sobie sympatię czytelników. Jak sama o sobie mówi, lubi dzieci, koty i zabawę słowem. Panie i Panowie, oto Renata L. Górska – gość Dziennika Literackiego!


  • Anna Kutrzuba: Po pięciu latach od premiery, „Błędne siostry” doczekały się swojego wznowienia. Czy podobnie jak przed laty odczuwa Pani tremę, jak przyjmą je czytelnicy, czy też przy wznowieniu książki autorowi towarzyszą zupełnie inne odczucia?
  • Renata L. Górska: Niepewność jest zawsze, lecz mam nadzieję, że książka nie zestarzała się i zadowoli nowych czytelników. Co do mnie, to po prostu cieszę się z wznowienia w przyjemnej dla oka szacie graficznej. Emocje jednak zmalały.
  • A.K. Wielu czytelników odbiera „Błędne siostry” jako powieść o poszukiwaniu siebie i odkrywaniu własnej tożsamości. A czym ta historia jest dla Pani?
  • R.L.G. Zachętą do zmierzenia się z prawdą, może niekiedy bolesną, lecz ostatecznie uwalniającą. W przypadku konfliktu chowanie głowy w piasek nie naprawi niczego, wręcz pogorszy sytuację. Z biegiem czasu rośnie zatwardziałość, wybielamy siebie i tworzymy własne „prawdy”. Błądzimy we mgle niedomówień, mijamy się, tracimy cenny czas. Nie zważamy na znaki – te wewnątrz nas i te wokół. W mojej historii wyczulam na wsłuchanie się w nie, na odkrycie nowej perspektywy, zmieniającej kąt widzenia.
  • A.K. Co zainspirowało Panią do umieszczenia akcji powieści w Karkonoszach?
  • R.L.G. Wspomnienia i tęsknota za klimatem gór, w których bywam zdecydowanie za rzadko. Na próżno by jednak szukać książkowego uroczyska, czy jego okolic, miejsca te są całkowicie zmyślone. Do napisania powieści „górskiej” zobowiązywało mnie także nazwisko (żarcik)!
  • A.K. Błędne Siostry przywodzą na myśl autentyczne Błędne Skały – formy skalne tworzące w Karkonoszach labirynt, z którego wielu trudno byłoby się wydostać, gdyby nie było oznaczonego szlaku. Karoli i Kindze w ich wędrówce przez życie brakowało podobnych drogowskazów, przez co obie bardzo się pogubiły. W momencie, kiedy je poznajemy, przypominają ludzi uciekających przed gniewem legendarnego Liczyrzepy: biegną przed siebie na oślep, uchylając się przed gradem spadających na nie kamieni; nie chcą zostać pogrzebane pod nawałem skał. Biegną przez życie dniem i nocą. Są poranione, zmęczone, zziębnięte. Nikt im nie wskazał drogi, nic nie pokazało kierunku. Co w Pani odczuciu mogłoby – czy to w literackim, czy to w rzeczywistym – świecie, pełnić rolę takiego drogowskazu, dzięki któremu łatwiej byłoby przedzierać się przez labirynt życia?
  • R.L.G. Mądry przewodnik. Dobrze, gdy na początkowym etapie życia jest nim własny rodzic, lecz nie wszyscy mają takie szczęście. W późniejszych latach sami wybieramy autorytety, ufamy ich wiedzy, bierzemy z nich przykład. Niestety, zbyt łatwo uwieść nas pięknymi słówkami, pozorami mądrości. Prawdę widać po owocach życia, one nas nie zmylą, dlatego nawołuję, by przyglądać się im bacznie. Nie kroczyć za nikim ślepo, weryfikować słowa z życiem. Jakkolwiek każdy musi zebrać własne doświadczenia, to dobre wzory mogą ułatwić nam drogę.
  • A.K. Podczas lektury książki, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że na swój sposób bohaterowie są dla siebie nawzajem takimi swoistymi drogowskazami. W przypadku Karoli tę rolę ogrywały dwie osoby – Armin i Kinga. To dosyć przewrotne, bo z uwagi na ich kondycję psychofizyczną, te wzajemne starania przypominały trochę przysłowiowe prowadzenie ślepego przez kulawego. Ale też skłoniły mnie do konstatacji, że tylko jedna poraniona dusza jest w stanie skutecznie pomóc drugiej, znajdującej się w potrzebie.
  • R.L.G. Skłaniam się ku końcowym wnioskom, zatem raczej podporami niż drogowskazami. Uświadomienie sobie, że nie tylko my jedni posiadamy wady i robimy błędy pomaga lepiej akceptować innych. Szczerość i otwartość jest podstawą zaufania, a gdy ufamy sobie, łatwiej przyjmujemy pomoc i też chętniej pomagamy. W tandemie kulawego ze ślepcem jest wobec tego siła, której nie mieliby oddzielnie. Jak dalece odnosi się to do moich bohaterów? Niestety, nie wszyscy dotrą cało do celu.
  • A.K. Czy z perspektywy czasu zmieniłaby Pani coś w powieści? Być może zdjęła z ramion któremuś bohaterowi „Błędnych sióstr” jakiś ciężar lub wrzuciła do jego plecaka jakieś dobre wspomnienie?
  • R.L.G. Nie, nie zmieniłabym niczego, skończona powieść jest dla mnie historią zamkniętą. Tym bardziej, że podczas pisania opowieść niejako zaczyna żyć własnym, dynamicznym życiem, pojawiają się asocjacje, nowe pomysły, a co chwilowo dla mnie niejasne, broni się po czasie. Mam trochę irracjonalne poczucie, że jej bohaterzy są współtwórcami i byłoby nieuczciwym burzyć im ich mały świat. Jest jeszcze jeden powód, dla którego nie ingeruję więcej w treść książki. Po czasie nie pamięta się wszystkich szczegółów, toteż nietrudno o błąd merytoryczny, jakąś niekonsekwencję. Lepiej więc nie kombinować.
  • A.K. W „Błędnych siostrach” wychodzi Pani poza ramy realizmu, wplatając do fabuły elementy ponadnaturalne i wpisując się tym samym w nurt realizmu magicznego. Wytwarza Pani nadnaturalność bez odrywania od rzeczywistości, wprowadza elementy przeczące prawom natury i logiki, a także sprawia, że realizm i magia stają się jednością. To celowy zabieg czy nieświadomy zwrot w kierunku tego typu tendencji estetycznej?
  • R.L.G. W pierwotnym zarysie pomysł na tę historię nie przewidywał wątków metafizycznych. Narzuciła je lokalizacja: odludna polana, skałki, a zwłaszcza dom, kiedy mgliste wyobrażenie nabrało bardziej wyrazistych konturów. Prawdę powiedziawszy, sama byłam zdziwiona, w jakim kierunku rozwinęła się ta opowieść. Wynika to z faktu, że nie należę do autorów, którzy już przed przystąpieniem do pisania mają w głowie całą konstrukcję książki. Większość moich idei powstaje na gorąco, z rozdziału na rozdział, tylko taki styl pracy daje mi pełną satysfakcję. Ujemną stroną spontanicznego pisania jest finalne powiązanie wszystkich motywów w logiczną całość. W przypadku „Błędnych sióstr” doszły elementy, których nie do końca dało się wyjaśnić, lecz tak bywa, gdy dotykamy innych wymiarów. A czy ta powieść pozostanie jednorazową „przygodą z duchami”, czy powrócę do nurtu realizmu magicznego, okaże się już w przyszłości.
  • A.K. Jaką rolę odgrywa w Pani życiu pisanie?
  • R.L.G. Jest jego dopełnieniem. Rekompensuje mi brak dostatecznych okazji do wyrażania siebie i swoich poglądów, daje ujście fantazji, ładuje dodatnio. Dostarcza przyjemności niemożliwych do zaznania w świecie realnym, jak chociażby podróże w czasie, czy przemieszczanie się bez ruszania się z miejsca. Pisanie jest dla mnie swoistym fenomenem, gdyż wyczerpuje, a zarazem wciąż zasila nową energią. Odmładza! W okresach jałowych twórczo (nie zawsze z mojej winy) czuję się zubożona o coś ważnego, przynależnego do mnie chyba już na stałe.
  • A.K. W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że przy każdej kolejnej powieści zaczyna Pani nowe życie. Czy Pani motywacja do zostania pisarką była więc podobna jak motywacja Armina do pozostania aktorem?
  • R.L.G. Coś jest w tym na rzeczy, zakładając, że nie weźmiemy tej wypowiedzi dosłownie. Przecież naprawdę nie wcielam się w swoich bohaterów, ani nie wnikam w fikcyjne światy. Na pewno jednak każda z tych opowieści jest szansą na przeżycie czegoś nowego. Ale i wyzwaniem, któremu trzeba sprostać, więc nie odważam się realizować wszystkich swoich pomysłów. Bliższa jest mi tu chyba nastawienie reżysera niż aktora. Nawiasem mówiąc, należałabym raczej do tych, którzy nie trzymają się jednego nurtu, lecz są wiecznymi poszukiwaczami. Na myśl przychodzi mi Roman Polański; nigdy nie wiadomo, czym zaskoczy widza.
  • A.K. Bohaterki Pani książek także mają szansę urodzić się na nowo. Tak, jak Karola. Na skutek rozwoju wypadków – których nie będziemy tu zdradzać – jej dotychczasowe życie zmienia się. To łaska, której, mam wrażenie, ludzie nieczęsto zaznawają na co dzień. To kwestia niewykorzystanych szans czy tego, że jednak mimo wszystko literatura pozwala sobie na więcej, aby krzepić i dawać nadzieję?
  • R.L.G. Powieść nie jest poradnikiem z gotowymi odpowiedziami na dylematy życiowe. Zadaniem autora jest pobudzanie do refleksji, uwrażliwianie, motywowanie, jednak nie bezpośrednio, a na przykładzie historii swoich bohaterów. Niekiedy będą przerysowane, gdyż takie być muszą, by wstrząsnąć czytelnikiem, innym razem więcej przekaże subtelnie snuta opowieść. Na ile odbiorca wykorzysta podane mu wskazówki, zależy już od niego samego, od jego sytuacji osobistej. Jedno jest pewne, życie dostarcza okazji do zmiany, lecz najczęściej powstrzymują nas własne lęki. Być może musimy, jak Karola, dostać od życia „kopa”, by zaryzykować nowy początek?
  • A.K. To, co wspólne, dla Pani powieści to także fantastyczne portrety małomiasteczkowych społeczności. Czy to w bezimiennym uzdrowisku, czy w Kasztelowie, firanki w każdym oknie drżą, niezdarnie kryjąc gospodarzy podpatrujących sąsiadów. Często to ewidentne wścibstwo tłumaczy Pani troską i autentycznym zainteresowaniem drugim człowiekiem. Co Panią pociąga w tego typu społecznościach i jak Pani je odczytuje?
  • R.L.G. Wydaje się mi bardziej przejrzysta niż zbiorowość wielkomiejska. Łatwiej wyłuskać pojedyncze osobowości, nadać im kształt, scharakteryzować, wciągnąć w intrygę. Mieszkańcy metropolii może nie wykazaliby dostatecznego zaangażowania, by moje historie stały się wiarygodne. Ludzie żyją w pośpiechu, anonimowo, nie interesują się drugimi – w dużym uogólnieniu. Tym niemniej, nie idealizuję małych miasteczek, obnażam ich ułudną sielankowość.
  • A.K. Akcja w Pani powieściach rozgrywa się nie tylko w świecie przedstawionym, ale także w głowach Pani bohaterów. Dlaczego tak istotną rolę w Pani powieściach zajmuje dogłębna psychologizacja postaci? I komu przede wszystkim pomaga – Pani przy konstruowaniu fabuły, żeby lepiej zrozumieć swoich bohaterów czy może Pani czytelnikom, aby dokładnie znali motywacje opisywanych postaci?
  • R.L.G. Od zawsze preferowałam autorów wgłębiających się w ludzką psychikę, bez względu na gatunek literacki. Lubiłam wiedzieć, dlaczego dana postać postąpiła tak lub inaczej, i co nią kierowało? Nie odpowiada mi styl dziennikarski, w którym przedstawia się tylko suche fakty, a pobudki działań są nieistotne. Wynika to może z zaciekawienia człowiekiem, chcę poznać go prawdziwie. I najwyraźniej przeniosłam to do swoich książek.
  • A.K. W swoich książkach często odnosi się Pani do ważnych tematów społecznych, bodaj wspomnieć tematykę migracji zarobkowych Polaków czy też tak gorącą ostatnimi czasy kwestię uchodźców. Pisze Pani o nich lekko, ale dobitnie, uniemożliwiając czytelnikom zignorowanie zagadnienia. Skąd w Pani taka potrzeba? Czy wynika ona z tego, że jest Pani osobą zaangażowaną społecznie?
  • R.L.G. Jesteśmy, chcąc nie chcąc, konfrontowani z problematyką współczesnego świata, toteż pisząc powieści współczesne nie sposób uciec od pewnych niepokojących tematów. Nie czuję posłannictwa, by zajmować się wyłącznie nimi, ale nie stwarzam też utopijnej rzeczywistości, w której wszystko jest „cacy”. Moja aktywność społeczna jest niewielka, raczej wirtualna, więc nie mam czym się pochwalić. Istnieją jednak powody, które mnie ograniczają.
  • A.K. A jaki gatunek, jaka tematyka byłaby dla Pani największym wyzwaniem pisarskim?
  • R.L.G. Bez dwóch zdań: science fiction czyli fantastyka naukowa. Ośmieliłam się co najwyżej na opowiadania, lecz obawiam się, że przy dłuższej formie zabrakłoby mi wyobraźni tego rodzaju, a także wiedzy technicznej. Aczkolwiek w młodości zaczytywałam się w s-f. Chylę czoła przed twórcami tego gatunku!
  • A.K. W „Błędnych siostrach” pisze Pani: „Życie jest niczym podróż pociągiem ze stacją początkową i docelową oraz wieloma przystankami pomiędzy”. Proszę na koniec zdradzić na jakiej stacji teraz się Pani zatrzymała – nad czym Pani teraz pracuje i kiedy czytelnicy będą mogli spodziewać się nowej książki. Mam nadzieję, że już niebawem!
  • R.L.G. Obecnie jestem w fazie postoju, stanęłam na bocznicy. Zaczynam tęsknić za pisaniem, co oznacza być może, iż niebawem się rozruszam. Mam zaczęty projekt, wymagający jeszcze sporo pracy, więc nie będę określać się terminowo. Presja zresztą mnie paraliżuje. Mogę jednak zdradzić, że tym razem będzie mniej poważnie i w nieco innym stylu, o nietypowym układzie trojga.
  • A.K. Serdecznie dziękuję za rozmowę!
  • R.L.G. A ja dziękuję za wyjątkowo wnikliwe pytania! Serdecznie pozdrawiam Panią, również moje Czytelniczki i Czytelników!